piątek, 4 sierpnia 2017

Dziadek.Pokażę ci świat.

   Od wyjścia, z małym, z gospodarstwa , czuł ,że ten dzień jest trochę stracony.Przecież nie będzie go prawie pół dnia w domu a roboty po łokcie. Już oni to wykorzystają - tę jego nieobecność. Pewnie znów będą się obijać w sadzie albo będą spychały robotę jedno na drugie. Na razie nie wiedział ,że zajmą go też inne wątpliwości.
    To już ładnych parę lat jak gospodarzyli na tej ziemi pod miastem.Powoli wszystko szło do przodu.
Z mozołem, ale jednak szło. Najgorzej było przy żniwach , ale wiosna też bywała trudna ,tyle tylko ,że na wiosnę dzieci więcej pomagały. Obrobić ziemię i wychować tyle dzieci to była praca od świtu do nocy. Na szczęście zdrowie dopisywało,Starsze dzieci pomagały,choc trzeba czasem pogonić je  do pracy w polu.I choć czasem jak to dzieci chciały pobawić się po swojemu to musiały zrozumieć ,że wybór jest prosty albo praca albo nauka. Leniuchowania nie będzie. Gry w piłkę zresztą też nie ,bo nic z tego nie ma -tylko buty się drą. Gdyby jedno zaczęło się wyłamywać następne pójdzie pewnie w jego ślady i co wtedy. Konsekwentnie więc wyznaczał zadania dla każdego.Zadania dobierał odpowiednie do ich wieku , nie przesadzał , starał się jednak aby zawsze miały coś do roboty. Niekoniecznie były to ciężkie prace.Chciał nauczyć ich tylko tego ,że muszą pracować aby coś w życiu osiągnąć.
    Ziemia rodziła ziemniaki, zboże i warzywa więc z żywnością nie było wielkiego kłopotu. Poza tym dwie a od niedawna trzy krowy, parę świń i spore stado kur dawało bezpieczeństwo bytu. Problem był tylko z ubraniami. Wyprawka do szkoły też kosztowała. Żona jednak dbała o odzienie - przerabiała ubrania ,szyła i naprawiała. Władza w kraju też pilnowała, żeby na podstawowe artykuły, ceny nie były zbyt wygórowane.Dzięki więc własnej pracowitości i ogólnemu  rozwojowi w kraju dało się  żyć. Rodziny wielodzietne też jakoś dawały sobie radę. Dzieci spokojnie uczyły się w szkołach. Praca w mieście przy odrobinie zachodu też była.Nie była to praca za wielkie pieniądze ale zawsze dawała poczucie bezpieczeństwa. Właśnie w tym roku,wspólnie z żoną zdecydowali ,że on pójdzie do pracy w mieście. Uznali ,że dadzą radę, chociaż wiedzieli , że wiąże się to z większym obciążeniem dla niej.
     Wiosna minęła.W sadzie drzewa zawiązały dużo owoców - coś się sprzeda Będzie można zarobić -tylko dzieci muszą zająć się zrywaniem . Mięli sporo truskawek i porzeczek. Będzie dużo pracy przy zbieraniu owoców. Do tego praca dozorcy w mieście. Będzie trudno. I w tym momencie przywieźli tego smyka. Niby tylko na miesiąc, bo potem miał pójść do drugiej Babki. Miesiąc minął i nic się nie dzieje .Wziął sprawy w swoje ręce, bo na co miał czekać.Chciał pomóc córce w wychowaniu syna ale dlaczego ma być niańką tylko on .Są jeszcze inni do jego wychowania. Niech druga Babka też go weźmie.Tak będzie sprawiedliwie.
   Chłopak przekonał się do nich i dobrze się czuł w ich rodzinie.Żal było go oddawać. A jednak szli teraz drogą razem.On niósł torbę z jego rzeczami i drugą mniejszą torebkę z herbatą,kanapkami i ciastem.Gdy oddalili się trochę od wsi droga zwęziła się, była teraz piaszczysta i po bokach porośnięta wysokimi kępami traw i chwastów. Powoli w krajobrazie zaczęły się pojawiać lekkie wzniesienia i górki. Zboże- głównie żyto dojrzewało , ziemniaki kończyły wzrost.
Chłopak początkowo trzymał za rękę starszego ,teraz szedł samodzielnie. Co jakiś czas zadawał pytania. Najczęściej o sprawy z otaczającego ich świata.A to o rośliny -jak się nazywa zboże ,które właśnie mijali ,a to o konia ,co to ciągnął wóz z bańkami mleka.On odpowiadał mu krótko, ale cierpliwie i tak ,żeby mały zrozumiał. Stary rozglądał się po gospodarsku zwłaszcza wypatrywał maszyn i ciągników i rozmyślał o swym gospodarstwie.
   Przypomniał sobie niespokojne pytanie żony gdy wychodzili.
- A może dać spokój. Może nie idźta? Niech posiedzi ten miesiąc jeszcze?
Ale to już było przecież postanowione,po co takie gadanie...Miesiąc to miesiąc.Ale to pytanie małżonki szło za nim i czuł ,że został sam z tą sprawą .Kobiety mają tyle wątpliwości.
    Ale ta wątpliwość połowicy zdenerwowała go .Nie chciał  tego pokazać . Spytał zaraz czy wody chłopaki przyniosły.Energicznie zaczął zaglądać do wiader stojących pod domem.
-No niech przywiozą więcej , niech wleją też do baniek po mleku to na południe do pojenia będzie.    I chociaż wody było pod dostatkiem to nie mógł inaczej zamaskować swego pomieszania jak tylko tym niepotrzebnym gadaniem . Przy okazji poprzestawiał  kilka innych naczyń pod domem nieomal przewrócił się o jedno z nich. Tak się rozmówili i w końcu rozeszli tego ranka. A teraz już szli niespiesznie tak aby mały nadążał. Chłód poranka przeminął już dawno ale słońce nie dokuczało   .
-Dziadku, a ja nie mogłem zostać ,bo było nas za dużo ?
Powiedział to spokojnie ,bez emocji.Właściwie to nie pytał ,lecz stwierdził fakt.
Stary w pierwszej chwili jakby nie dosłyszał, potem zmylił krok .
-Co?
-Babka twoja...
-nieeee...
 Stary zwolnił nieco kroku ,mały wyprzedził go nieco zapatrzony w horyzont. Nie czekał odpowiedzi.
Starszy patrzył jak drobna postać idzie jakby coraz szybciej ale to on zgubił kilka kroków.Coś przebiegło mu przez głowę .Wspomnienie.Taką drogą on też kiedyś szedł.Też ktoś go prowadził do miejsca ,którego nie znał.Tamta droga też była usiana pytaniami.Tak, teraz przypomina sobie jak szedł  na służbę do obcych. Do gospodarstwa, do pracy jako wyrostek. Bo było ciężko w domu i trzeba było iść.Wtedy jako młody chłopak  też zadawał sobie pytania: jak tam będzie,czy spotka dobrych ludzi w tym obcym miejscu. Czy da radę .Choć był wyrostkiem rozumiał , że tak trzeba. Ale ten chłopiec też idzie sam i pyta o swoją przyszłość.Na pewno czuje się niepewnie. Poczuł ,że jest mu winien odpowiedź.Zaczął mu tłumaczyć jak umiał najlepiej po co ta cała wyprawa.Chwilami zawieszał głos szukając odpowiednich słów .Tamten nie przerywał mu wcale ,tylko słuchał i patrzył na drogę.
Zbliżali się właśnie do przecięcia z drogą wylotową z miasta. Pojawiły się samochody jadące do pobliskiego wysypiska śmieci .Wysyp nie działał już i teraz zasypywali go warstwą ziemi . Oznaki bliskości tej miejskiej arterii to ciężarówki z gruzem i ziemią .Wkrótce jednak  przecięli asfaltową drogę i znów zagłębiali się w pola i ugory ale zaczęły też pojawiać się większe kępy krzewów a w oddali widać było lasy. Młode brzeziny, pojedyncze sosny albo topole przy drodze.Teraz droga była ubita, kawałkami betonowa i szersza. Tutaj częściej przejechała furmanka czy ciągnik. Po pół godzinie weszli do niewielkiego rzadkiego lasu. Po czym droga rozwidlała się.Wybrali tą węższą Widać było , że  jeździły tutaj tylko wozy konne i to sporadycznie. Las, młoda brzezina po przecince była pełna światła. Na drodze krowie placki pokazywały ,że tędy pędzono bydło na pastwiska.
    Zatrzymali się aby odpocząć.Usiedli na skraju drogi. Stary wyjął kanapki i herbatę w butelce po wódce. Małemu bardzo podobało się to picie z butelki. Czuł się jak na wycieczce. Posilali się i poglądali na las i na drogę , która delikatnie opadała. Gdy wstali  stary mruknął do siebie,że tak musi być albo ,że tak lepiej. Potem nie mówił już nic. Podążali do wylotu z lasu ,do miejsca gdzie widać było dużo światła. Koniec ich wędrówki był już bliski. Gdy wychodzili z lasu zatrzymali się nagle obaj.Stali na skraju lasu zaskoczeni widokiem wsi, zapachami, dźwiękami, które do nich dotarły.
Droga schodziła jeszcze kilkadziesiąt metrów do studni a potem wspinała się krótkim odcinkiem i wiązała z główną we wsi. Wielkie przydrożne śliwy, jakieś gospodarstwo koło studni, dom z cegły i  drewniana stodoła . Mały sad z górującą jabłonią. Stali i przyglądali się temu obrazkowi. Jeden oceniał najbliższe gospodarstwo i mimowolnie  wzrokiem wypatrywał zwierząt albo maszyn rolniczych. Drugi odurzony nowymi zapachami roślin z otoczenia gospodarstwa odruchowo chwycił za rękę swego opiekuna. Ruszyli z miejsca. Pies zaczął hałasować obwieszczając przybycie gości do wsi. Stary szedł nasłuchując i szybko odkrył pracujący ciągnik na polu.Przyjrzał mu się z zazdrością. Kiedyś może sprawi sobie taką maszynę.Wtedy wszystko nabierze rozpędu. Ale teraz patrzał i wyobrażał sobie przyszłość.
   -Babka mieszka tam.Skinął głową.
Dzieciak chłonął nieznane.Przestrzeń jakiej nie znał .Górki ,lasy ale głównie zapachy i kolory.Tutaj wydawało mu się jaśniej niż gdzie indziej.Zmierzali do domu na końcu wsi.Mijali budynki z kamienia i drewniane.Dom babki był dość duży, drewniany. Połączony z oborą jak inne we wsi. Połowę wsi zamieszkiwali kiedyś Niemcy .Ale wyjechali po wojnie. Gdy Babka ich zobaczyła akurat rozmawiała z traktorzystą na placu za domem.Na placu stały  maszyny rolnicze i przyczepy. Kończąc rzuciła kilka stanowczych słów a w odpowiedzi tamten machnął ręką z rezygnacją. Na podwórku inny ciągnik kółka rolniczego ,które prowadziła Babka właśnie podczepiał tależówkę. Z rur ursusów buchały czarne dymy.
Podeszła do nich i ruchem ręki zaprosiła na ławkę pod domem.Była wyprostowana i tryskała energią. Rozmowa była spokojna. Na koniec Dziadek zagadał coś o traktorach na co Babka wyprostowała się i z zadowoleniem przytaknęła.
   Spod śliwy rosnącej najbliżej domu wypełzł stary pies i przywitał się z dzieckiem.