sobota, 30 grudnia 2017

sylwester bez śniegu

pomimo jesiennej aury nadszedł już Sylwester,
składam Wam najlepsze życzenia na nadchodzący rok,

   HAPPY NEW YEAR,
        BLIAIN NUA SASTA
            SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU

wtorek, 26 grudnia 2017

mój prywatny biały ser

Kilka dni temu było święto zmarłych. W Polsce jest w zwyczaju odwiedzać groby bliskich. Zanosimy kwiaty i świeczki na mogiły. Przykładamy dużą wagę do tego zwyczaju. Przez wiele lat obserwowałem jak coraz więcej zniczy i kwiatów znoszą ludzie na groby.  Będąc w tym roku na cmentarzu zauważyłem, że jest tego wszystkiego nieco mniej. Może nastąpiło przesilenie w tych przesadnych gestach. Być może zwyczaj zanika. A parę lat temu cmentarze wyglądały tak jakby
ludzie chcieli je zamienić na kolorowe palmiarnie z powodu wielkiej liczby kwiatów wszelkiego rodzaju. Ekipy utrzymujące porządek w tych miejscach miały co robić. Trzeba było dotrudniać ludzi na zlecenie, aby nadążyć z opróżnianiem koszy z cmentarza.

  - Opuszczaj! Dobra!
Zibi wydawał te komendy w taki sam sposób, czy to do mnie, czy też do swojego syna, który odpoczywał teraz w szoferce.
   Robota była łatwa,spokojna i gdyby nie lekki deszcz, całkiem przyjemna. Chmury przyspieszyły zmierzch i zrobił się wczesny wieczór. Robiliśmy swoje. Raz jeden, raz drugi zapinał pojemniki i tak samo na zmianę pociągaliśmy za dźwignię z boku naszej małej ciężarówki-śmieciarki. Bez zbędnych ustaleń, trochę przypadkowo zapinaliśmy kosze albo pociągaliśmy za dźwignie, i tak to szło spokojnie . Rutyna, praca fizyczna dla mięśni.
 -Ten zostaw! Dobra, jedziemy!
Kilka razy obróciliśmy na wysypisko naszym samochodem, odpoczywając podczas dojazdów w ciepłej kabinie śmieciarki. Zdobywaliśmy teren oczyszczając po kolei kwatery. Wszystkiemu przyglądały się cmentarne drzewa, małe , przycięte do wielkości dużych krzewów. Za każdym kursem czułem się pewniej bo nauka obsługi nie była trudna a nikt mnie nie stresował niepotrzebnymi uwagami. Pełen komfort.
-Co to było?Kamień?
Od czasu do czasu Zibi zwracał moją uwagą na coś przy robocie. Jakiś szczegół. Przypominał w ten sposób, że pracujemy przy maszynie. A maszyny mają to do siebie, że lubią się popsuć albo zrobić komuś krzywdę. Kupa żelastwa, na którą trzeba mieć baczenie.
-Nie, dziura chyba.
Podjechaliśmy pod kolejne stanowisko aby opróżnić, jak Oni to nazywali, gondole.Gondola była przeważnie wypełniona w połowie śmieciami. Były to zielone szczątki roślin, szkło , tworzywa sztuczne. To wszystko z wysypiska głównego przy największym cmentarzu w mieście jechało do utylizacji gdzieś 100km. do innego miasta. My czyściliśmy nasze miasto i to była nasza robota.
   Wtedy wczesnym wieczorem nie zadawałem sobie jeszcze pytania o te śmieci. Oddawałem się w całości nowemu zajęciu. Dla kogoś, kto ciągle podejmuje nowe roboty najważniejsze jest załapać jak to działa. Jak się to robi. Raczej szybko oswoiłem się z urządzeniem załadunkowym do gondoli. sprawnie odpinałem też, co trzeba przy rozładunku. Zamieść klapę z tyłu, wskoczyć na podest, machnąć ręką na znak, że gotowe, można ruszać. Po 2 godzinach wiedziałem o co chodzi i dobrze wykonywałem moje zadania. Jak już wspomniałem duża część odpadów to tworzywo sztuczne i szkło. Z początku pomyślałem, że to marnotrawstwo ale szybko o tym zapomniałem. Teraz wiem ,że ta refleksja była silna tylko wyparły ją emocje związane z nową, nieznaną mi robotą. Miałem też ochotę pogadać z dawno nie widzianym przyjacielem.
   Teraz, gdy kroję to wielkie jabłko, wiem że to było jedno z pierwszych pytań jakie sobie uplągłem w głowie gdy zobaczyłem to wysypisko główne. Na odpowiedź nie było wówczas czasu ale pytanie zstąpiło do głębi mej małej głowy i czekało tam sobie aż do teraz.
   -Trochę za duże to jabłko. Gdy je kupowałem na rynku czułem, że coś jest nie tak. Kiedyś nie było tak dużych jabłek. Co to za odmiana, czym je faszerowali, żeby tak urosło?
A więc pytanie brzmi: Dokąd my zmierzamy z tą górą śmieci, z tymi kolorowymi opakowaniami -  użytymi tylko jeden raz. Z tym pośpiechem, z chęcią pojechania wszędzie gdzie nas telewizyjna reklama chce wysłać. Dobrze by było zorganizować wycieczki szkolne na takie wysypisko. Słyszałem , że na takie wysypiska gdzie się sortuje ,czy do oczyszczalni ścieków organizuje się wycieczki. Ale tutaj raczej nie. Nie widzimy więc do końca naszych brudów, tych które nie poddają się sortowaniu, tych które nie bardzo dobrze o nas świadczą.
    A teraz trochę białego sera. Mam ochotę. Na szczęście jest w lodówce. Mój ulubiony.

Po dwóch latach trochę się już pozmieniało na świecie. Wywieźliśmy wtedy sporo śmieci z cmentarzy.  Zibi robi do dziś. W tym roku nadal stwierdzam coraz mniej zniczy i kwiatów na grobach. Może uporamy się kiedyś z górą naszych śmieci....

czwartek, 21 grudnia 2017

Wesołych Świąt

MERRY CHRISTMAS,
                  NOLLAIG SHONA
            з Калядамі

Linksmų Kalėdų


 wesołych świąt Bożego Narodzenia!

sobota, 11 listopada 2017

zbiory

   Zbiory fasoli przebiegają bardzo opornie ze względu na aurę. Ciągle pada i strąki zagniwają. Mimo
wszystko postanowiłem konsekwentnie doprowadzić naszą uprawę do końca. Dożynek może nie wyprawię ale za to sporządzę fasolkę po bretońsku. W końcu byliśmy zamieszani w to przedsięwzięcie razem z WITKIEM. Tak oto deszcz pada  ,ja robię danie j.w.,Witek dawno zapomniał o tym ,że to On sadził tę fasolę. Pochłonęły Go prace nad elektryczną deskorolką. I tak to święta za pasem......o kurczę coś pod nogą się zawieruszyło ,hmmm piwko się rozlało....

sobota, 9 września 2017

koper w kuchni

Ależ koper. Góruje na blacie, dorodny.
No, pięknie się wczoraj popisałem.Dwa zdania. No i jakie długie .Może dziś pójdzie lepiej.
Ogólnie bałagan mnie się spodobał. No, dobrze , niech będzie krótka wizyta w naszej kuchni.
 O ile się doczytam .Strasznie wczoraj gryzmoliłem.
Obok słoika z koprem herbata.Chyba jakaś odchudzająca.Dookoła garnki i talerze.
-Taak ,Pilica.To by było przeżycie, taaak.
Wpobliżu przypalonego czajnika garnki z nierdzewki z nieco pogryzionymi uszami.Największy z tyłu -panisko wielkie. Córa piłuje szpony. Do szkoły idzie więc....W radio blues. Ale jaki - najlepszy jaki słyszałem. Smakuje jak tort na osiemnastce.A właśnie.Za tydzień osiemnastka mojej Chrześnicy.
Tak. A dopiero co, to takie małe dzieci  były. Teraz już pannica. Kasa jest. Damy radę. Podobno w lokalu będzie, czyli hucznie pewnie będzie. Blues zwolnił. Chleb, piwo, ogórki w szklanym kwadratowym słoiku od Mamy. Chleba mało. Pójdzie się rano do sklepu. Co z tym koprem zrobić? Część już wykorzystałem do zupy kalafiorowo-koperkowej. Ale wyszła kalafiorowa, bo koper był za wcześnie wrzucony. Zielsko się z niego zrobiło a smaku koperku nie było.
Acha olej kupić. W butelce została odrobina na dnie. No, Panie Wojciechu. Graj Pan. O.K. bez zbędnych zapowiedzi jedzie z koksem. Pasuje, ładny wieczór. Córa piłuje.
 Papryka obok ogórków. Wygląda ładnie. Ale trzeba sprawdzić czy się nie popsuła. Z papryką to jest tak, że może być już po niej choć trzyma fason.
   Nie zaprosili mnie na wesele. Może jestem już stary? Nie, chyba nie to.
Solówka na gitarze.Pięknie gościu jedzie. Dzień się dobrze kończy. Spokojnie jest.W radiu ,,Maniak po ciemku.Koniec wakacji ,fajny nastrój. Trzeba iść spać. Orzechy pod stołem, obok kleju i maszynki do wypalania w drewnie. Orzechy z zeszłego roku. Ciekawe czy kot nie naszczał? Nowe będą lada dzień.
-I po wakacjach! Ale na Pilicę to fajnie by było. Kajakiem. Ale pada i co zrobisz! Papryka okazała, nawet zbyt wielka jak dla mnie. Ależ czerwona. Pomidory w misie z papryką. Wiem ,że pod nimi cebula. Dobry skład. Mi smakuje. Te miski są w porządku. Cienka nierdzewka. Fiołki alpejskie na stole dały z siebie wszystko. Storczyki na parapecie też nie gorsze. A foliówki znowu się nazbierały pod stołem. Jutro je wyrzucę. Pada. Rano, nie będzie się wstawało.  Niskie ciśnienie. Jutro, się wszystko zrobi. Jeszcze wakacje. No, przynajmniej na stole w kuchni.

piątek, 4 sierpnia 2017

Dziadek.Pokażę ci świat.

   Od wyjścia, z małym, z gospodarstwa , czuł ,że ten dzień jest trochę stracony.Przecież nie będzie go prawie pół dnia w domu a roboty po łokcie. Już oni to wykorzystają - tę jego nieobecność. Pewnie znów będą się obijać w sadzie albo będą spychały robotę jedno na drugie. Na razie nie wiedział ,że zajmą go też inne wątpliwości.
    To już ładnych parę lat jak gospodarzyli na tej ziemi pod miastem.Powoli wszystko szło do przodu.
Z mozołem, ale jednak szło. Najgorzej było przy żniwach , ale wiosna też bywała trudna ,tyle tylko ,że na wiosnę dzieci więcej pomagały. Obrobić ziemię i wychować tyle dzieci to była praca od świtu do nocy. Na szczęście zdrowie dopisywało,Starsze dzieci pomagały,choc trzeba czasem pogonić je  do pracy w polu.I choć czasem jak to dzieci chciały pobawić się po swojemu to musiały zrozumieć ,że wybór jest prosty albo praca albo nauka. Leniuchowania nie będzie. Gry w piłkę zresztą też nie ,bo nic z tego nie ma -tylko buty się drą. Gdyby jedno zaczęło się wyłamywać następne pójdzie pewnie w jego ślady i co wtedy. Konsekwentnie więc wyznaczał zadania dla każdego.Zadania dobierał odpowiednie do ich wieku , nie przesadzał , starał się jednak aby zawsze miały coś do roboty. Niekoniecznie były to ciężkie prace.Chciał nauczyć ich tylko tego ,że muszą pracować aby coś w życiu osiągnąć.
    Ziemia rodziła ziemniaki, zboże i warzywa więc z żywnością nie było wielkiego kłopotu. Poza tym dwie a od niedawna trzy krowy, parę świń i spore stado kur dawało bezpieczeństwo bytu. Problem był tylko z ubraniami. Wyprawka do szkoły też kosztowała. Żona jednak dbała o odzienie - przerabiała ubrania ,szyła i naprawiała. Władza w kraju też pilnowała, żeby na podstawowe artykuły, ceny nie były zbyt wygórowane.Dzięki więc własnej pracowitości i ogólnemu  rozwojowi w kraju dało się  żyć. Rodziny wielodzietne też jakoś dawały sobie radę. Dzieci spokojnie uczyły się w szkołach. Praca w mieście przy odrobinie zachodu też była.Nie była to praca za wielkie pieniądze ale zawsze dawała poczucie bezpieczeństwa. Właśnie w tym roku,wspólnie z żoną zdecydowali ,że on pójdzie do pracy w mieście. Uznali ,że dadzą radę, chociaż wiedzieli , że wiąże się to z większym obciążeniem dla niej.
     Wiosna minęła.W sadzie drzewa zawiązały dużo owoców - coś się sprzeda Będzie można zarobić -tylko dzieci muszą zająć się zrywaniem . Mięli sporo truskawek i porzeczek. Będzie dużo pracy przy zbieraniu owoców. Do tego praca dozorcy w mieście. Będzie trudno. I w tym momencie przywieźli tego smyka. Niby tylko na miesiąc, bo potem miał pójść do drugiej Babki. Miesiąc minął i nic się nie dzieje .Wziął sprawy w swoje ręce, bo na co miał czekać.Chciał pomóc córce w wychowaniu syna ale dlaczego ma być niańką tylko on .Są jeszcze inni do jego wychowania. Niech druga Babka też go weźmie.Tak będzie sprawiedliwie.
   Chłopak przekonał się do nich i dobrze się czuł w ich rodzinie.Żal było go oddawać. A jednak szli teraz drogą razem.On niósł torbę z jego rzeczami i drugą mniejszą torebkę z herbatą,kanapkami i ciastem.Gdy oddalili się trochę od wsi droga zwęziła się, była teraz piaszczysta i po bokach porośnięta wysokimi kępami traw i chwastów. Powoli w krajobrazie zaczęły się pojawiać lekkie wzniesienia i górki. Zboże- głównie żyto dojrzewało , ziemniaki kończyły wzrost.
Chłopak początkowo trzymał za rękę starszego ,teraz szedł samodzielnie. Co jakiś czas zadawał pytania. Najczęściej o sprawy z otaczającego ich świata.A to o rośliny -jak się nazywa zboże ,które właśnie mijali ,a to o konia ,co to ciągnął wóz z bańkami mleka.On odpowiadał mu krótko, ale cierpliwie i tak ,żeby mały zrozumiał. Stary rozglądał się po gospodarsku zwłaszcza wypatrywał maszyn i ciągników i rozmyślał o swym gospodarstwie.
   Przypomniał sobie niespokojne pytanie żony gdy wychodzili.
- A może dać spokój. Może nie idźta? Niech posiedzi ten miesiąc jeszcze?
Ale to już było przecież postanowione,po co takie gadanie...Miesiąc to miesiąc.Ale to pytanie małżonki szło za nim i czuł ,że został sam z tą sprawą .Kobiety mają tyle wątpliwości.
    Ale ta wątpliwość połowicy zdenerwowała go .Nie chciał  tego pokazać . Spytał zaraz czy wody chłopaki przyniosły.Energicznie zaczął zaglądać do wiader stojących pod domem.
-No niech przywiozą więcej , niech wleją też do baniek po mleku to na południe do pojenia będzie.    I chociaż wody było pod dostatkiem to nie mógł inaczej zamaskować swego pomieszania jak tylko tym niepotrzebnym gadaniem . Przy okazji poprzestawiał  kilka innych naczyń pod domem nieomal przewrócił się o jedno z nich. Tak się rozmówili i w końcu rozeszli tego ranka. A teraz już szli niespiesznie tak aby mały nadążał. Chłód poranka przeminął już dawno ale słońce nie dokuczało   .
-Dziadku, a ja nie mogłem zostać ,bo było nas za dużo ?
Powiedział to spokojnie ,bez emocji.Właściwie to nie pytał ,lecz stwierdził fakt.
Stary w pierwszej chwili jakby nie dosłyszał, potem zmylił krok .
-Co?
-Babka twoja...
-nieeee...
 Stary zwolnił nieco kroku ,mały wyprzedził go nieco zapatrzony w horyzont. Nie czekał odpowiedzi.
Starszy patrzył jak drobna postać idzie jakby coraz szybciej ale to on zgubił kilka kroków.Coś przebiegło mu przez głowę .Wspomnienie.Taką drogą on też kiedyś szedł.Też ktoś go prowadził do miejsca ,którego nie znał.Tamta droga też była usiana pytaniami.Tak, teraz przypomina sobie jak szedł  na służbę do obcych. Do gospodarstwa, do pracy jako wyrostek. Bo było ciężko w domu i trzeba było iść.Wtedy jako młody chłopak  też zadawał sobie pytania: jak tam będzie,czy spotka dobrych ludzi w tym obcym miejscu. Czy da radę .Choć był wyrostkiem rozumiał , że tak trzeba. Ale ten chłopiec też idzie sam i pyta o swoją przyszłość.Na pewno czuje się niepewnie. Poczuł ,że jest mu winien odpowiedź.Zaczął mu tłumaczyć jak umiał najlepiej po co ta cała wyprawa.Chwilami zawieszał głos szukając odpowiednich słów .Tamten nie przerywał mu wcale ,tylko słuchał i patrzył na drogę.
Zbliżali się właśnie do przecięcia z drogą wylotową z miasta. Pojawiły się samochody jadące do pobliskiego wysypiska śmieci .Wysyp nie działał już i teraz zasypywali go warstwą ziemi . Oznaki bliskości tej miejskiej arterii to ciężarówki z gruzem i ziemią .Wkrótce jednak  przecięli asfaltową drogę i znów zagłębiali się w pola i ugory ale zaczęły też pojawiać się większe kępy krzewów a w oddali widać było lasy. Młode brzeziny, pojedyncze sosny albo topole przy drodze.Teraz droga była ubita, kawałkami betonowa i szersza. Tutaj częściej przejechała furmanka czy ciągnik. Po pół godzinie weszli do niewielkiego rzadkiego lasu. Po czym droga rozwidlała się.Wybrali tą węższą Widać było , że  jeździły tutaj tylko wozy konne i to sporadycznie. Las, młoda brzezina po przecince była pełna światła. Na drodze krowie placki pokazywały ,że tędy pędzono bydło na pastwiska.
    Zatrzymali się aby odpocząć.Usiedli na skraju drogi. Stary wyjął kanapki i herbatę w butelce po wódce. Małemu bardzo podobało się to picie z butelki. Czuł się jak na wycieczce. Posilali się i poglądali na las i na drogę , która delikatnie opadała. Gdy wstali  stary mruknął do siebie,że tak musi być albo ,że tak lepiej. Potem nie mówił już nic. Podążali do wylotu z lasu ,do miejsca gdzie widać było dużo światła. Koniec ich wędrówki był już bliski. Gdy wychodzili z lasu zatrzymali się nagle obaj.Stali na skraju lasu zaskoczeni widokiem wsi, zapachami, dźwiękami, które do nich dotarły.
Droga schodziła jeszcze kilkadziesiąt metrów do studni a potem wspinała się krótkim odcinkiem i wiązała z główną we wsi. Wielkie przydrożne śliwy, jakieś gospodarstwo koło studni, dom z cegły i  drewniana stodoła . Mały sad z górującą jabłonią. Stali i przyglądali się temu obrazkowi. Jeden oceniał najbliższe gospodarstwo i mimowolnie  wzrokiem wypatrywał zwierząt albo maszyn rolniczych. Drugi odurzony nowymi zapachami roślin z otoczenia gospodarstwa odruchowo chwycił za rękę swego opiekuna. Ruszyli z miejsca. Pies zaczął hałasować obwieszczając przybycie gości do wsi. Stary szedł nasłuchując i szybko odkrył pracujący ciągnik na polu.Przyjrzał mu się z zazdrością. Kiedyś może sprawi sobie taką maszynę.Wtedy wszystko nabierze rozpędu. Ale teraz patrzał i wyobrażał sobie przyszłość.
   -Babka mieszka tam.Skinął głową.
Dzieciak chłonął nieznane.Przestrzeń jakiej nie znał .Górki ,lasy ale głównie zapachy i kolory.Tutaj wydawało mu się jaśniej niż gdzie indziej.Zmierzali do domu na końcu wsi.Mijali budynki z kamienia i drewniane.Dom babki był dość duży, drewniany. Połączony z oborą jak inne we wsi. Połowę wsi zamieszkiwali kiedyś Niemcy .Ale wyjechali po wojnie. Gdy Babka ich zobaczyła akurat rozmawiała z traktorzystą na placu za domem.Na placu stały  maszyny rolnicze i przyczepy. Kończąc rzuciła kilka stanowczych słów a w odpowiedzi tamten machnął ręką z rezygnacją. Na podwórku inny ciągnik kółka rolniczego ,które prowadziła Babka właśnie podczepiał tależówkę. Z rur ursusów buchały czarne dymy.
Podeszła do nich i ruchem ręki zaprosiła na ławkę pod domem.Była wyprostowana i tryskała energią. Rozmowa była spokojna. Na koniec Dziadek zagadał coś o traktorach na co Babka wyprostowała się i z zadowoleniem przytaknęła.
   Spod śliwy rosnącej najbliżej domu wypełzł stary pies i przywitał się z dzieckiem.

poniedziałek, 24 lipca 2017

Dziadek, wprowadzenie

Boże....
czy to Ty naprawdę stworzyłeś......Wieczór w naszym ogrodzie .pozostawiłem na chwilę obłoki na granatowym niebie a one pouciekały mi ,nie czekały.Miejski ogród nieco zapuszczony ale w pełni kwitnienia,piękny.Drzewa,krzewy.kwiaty wszystko skupione na małej przestrzeni.Raj w samym centrum miasta.Jak zakończyć tą historię. Ta historia nie kończy się morałem ani nawet potwierdzeniem .Dziadek nie potwierdził mi tej naszej  letniej wyprawy sprzed lat. Długo zwlekałem aby Go o to zaczepić a potem zdałem sobie sprawę ,że to wspomnienie może nas obu zbyt wiele kosztować. Dlatego Dziadek zmarł nie wiedząc o moim zamiarze .Najlepiej będzie po prostu opowiedzieć moją wersję tego zdarzenia. Ale zebranie notatek pozostawiąm sobie na jutro, dziś alkohol nie gwarantuję sukcesu.
   Czy to co widzę,to całe Twoje stworzenie, powstało na Twoje życzenie. Czy może w drodze ewolucji wykuwały się gatunki, odmiany, rodzaje, walcząc o przetrwanie,dostosowując się do
trudnych warunków.Drzewa,które widzę będą  jeszcze wiele lat po mnie. Boże powiedz mi jak to wszystko stworzyłeś. a zwłaszcza chodzi mi o tę białą lilię rosnącą wbrew wszelkim regułom tuż pod drzewem.Biały kwiat majaczy w trawie pod drzewem ,za domem ulica i delikatny szum płynie z miasta .

piątek, 14 lipca 2017

Pożegnania to lipa

pezegnanie
to bardzo trudne.Żegnać sie.bo nie wiadomo czy się zobaczymy.
jeżyki za oknem zamiatają ogonkami chmury.niebo piękne.acha miałem nie używać tego,,piekne''
niebo jak zawsze nieodgadnione.słabo ....niebo jak ,,od zawsze''.Leżę na leżance ostatni raz i stwierdzam ,że w tej fizjoterapii to najfajniejsze jest  samo to leżenie.ale ,żeby spoglądać  na niebo talk po propstu to koniecznie trzeba się położyć.Na stojąco czy na siedząco, to nie będzie to.
Leżę i potrzeba jeszcze kogoś do obserwacji nieba ale chętnych brak.
Leżę.Drzewa -akacja, klon i to drzewo co na początku wydawało się brzozą a było topolą wydają sie dla mnie odkryciem .Niezwykły układ gałęzi i listowia i potrzeba jeszcze kogoś  kto by potwierdził odkrywczość tych obserwacji.Troche z tym gorzej.Nikt nic nie potwierdzi,jeszcze pietnascie minut już jestenm wyleczony .jeszcze tylko piękna ,aha ,uprzejma fizjoterapeutka podwoiesi mnie na pasy i już,żegnamy się.Dziękuję ,było miło .Cholera no naprawdę dzięki za ta 3 kwadranse dziennie ,że mogłem poleżeć na leżance.
   Dzekuje za odkrywcze obserwacje drzew i ptaków.żegnam, było całkiem miło.A kregosłup.aaa ten to jeszcze trochę pociągnie.Ciekawe co wiecej mi pomogło- te prądy ,naświetlania czy może ta leżanka. Stojący leżącego nie zrozumie jeśli chodzi o niebo to raczej NIE.

środa, 5 lipca 2017

półmetek

za oknem niebieskie niebo.Z lewej strony tej scenerii blok mieszkalny,a właściwie jego mały fragment.blok jest w kolorze białym .Na niebnie poszarpane watowate chmury.Leżę na leżance i odpoczywam od pośpiechu .Pani Terapeutka podchodzi i pyta czy lędźwie.Tak ,lędźwie .Odpowiadam i chwilę myślę o tych lędźwiach.Słabe coś ostatnio .A właściwie, to czy lędźwie to to samo  co kręgosłup w odcinku lędźwiowym .Nie jestem pewien.
  Fajnie jest .Leżę i mam czas. zadać sobie kilka niebezpiecznych pytań.A właściwie to od kilku dni
próbuję je sformuować .I wymyśliłem tak:ludzi podzielić można na tych co pytają - co jest grane ,co się stało ze mną ,gdzie popełniłem błąd.Czyli nieszczęśliwych i na tych którzy o to nie pytają czyli w miarę szczęśliwych .
   Do których należę .Właśnie próbuję sobie na to odpowiedzieć.No chyba ,raczej ...pani Terapeutka wchodzi odłącza mnie od aparatury.Teraz solux,pokój 4.
   W pokoju nr 4 myślę .tak zadaję sobie pytania .To nie jest za dobrze.Za dużo pytań .
   Po wyjściu z przychodni ożywczy pośpiech.Dopiero wieczorem wracam do przerwanego tematu .
W ciągu dnia kilka razy dociera do mnie jak wiele mam.jak wiele powodów aby być szczęśliwym.Tylko te pytania .Po co te pytania.Wiek ,czas pdsumowań ,półmetek.Może każdy człowiek w tym wieku tak ma.To by było nawet pocieszające.Jak inni odpowiadają sobie na te pytania.Ciekawe.Jutro kolejne naświetlania i gimnastyka.Trzymaj się Lędźwiu.

środa, 21 czerwca 2017

wiosna na działce

trochę leniuchowania po robotach rolnych
jakieś uprawy ,bardzo malowniczo wyglądają/mijam je po drodze na działkę/



zboże wyrosło bardzo ładnie dzięki dobrej pogodzie.
Na działce zaś fasola nie daje mi żyć .Domaga się wszystkieo ,głównie  mojego czasu.
Gdy sialiśmy ją z Witkiem nie zdawałem sobie sprawy ,w co się pakujemy.A teraz brnę,bo Synek 
ogłuchł.Oczywiście ogłuchł na moje prośby o pomoc w pieleniu fasoli.


niedziela, 7 maja 2017

ostoja topoli na Radogoszczu w Łodzi

Liczne topole rosną w pradolinie Sokołówki między ul.Zgierską a Al.Włóknierzy.
Obecnie koryto Sokołówki jest uregulowane a teren jest uporządkowany ale nietrudno sobie wyobrazić jak mogło tu być bagniście i dziko dawniej.
   Warunki idealne dla topoli i innych bagiennych tj.olcha ,wierzba.




Próba zmierzenia olszyny, która padła w wycince niedaleko rzeki. Obwób moich ramion to ok.180cm.Tak więc jak widać obwód drzewa musi być ponad 200cm. Według tabeli Majdeckiego ten okaz ma ,albo raczej miał co najmniej 70 lat.


środa, 5 kwietnia 2017

Acer negundo

wchodzi na ciebie kotek
bo pien frywolnie pokładasz
nie wymagasz. Dzielnie z ugorem się zmagasz.

Na pochwałę gatunku  Acer negundo- klonu jesionolistnego.
Bardzo ładny z pnia ,który u starszych egzemplarzy zdobią narośle .Tak jak u tych na ulicy Zagajnikowej na Bałutach w Łodzi.

oraz krótka alejka na ul.Wojska Polskiego przy Oblęgorskiej.




sobota, 25 marca 2017

wiosna na Jeziorsku

pogodny dzień nad zbiornikiem Jeziorsko.Jaz.                                                                                      
Temperatury wiosenne 10st.C.Słońce ,wiatr /silny zachodni/


Sławek pokazał mi gdzie pierwotnie było koryto rzeki /przed zbudowaniem jazu/.
Ptaków było dziś raczej mało ale i tak było je widać na każdym kroku.
Tak jak te Czernice poniżej.
Zdjęcie zrobione przez okular Sławkowej lornetki.

Jednak najwiecej ptaków zaobserwowaliśmy z zachodniego brzegu.
Min.Orła Bielika
Po raz pierwszy na ptakach i od razu zobaczyć taką figurę /i to 4 szt. naraz/.
Na następne obserwacje poproszę ptaki z godła Austrii, Australii, Boliwii,  ......
ale to będzie chyba tylko w zoo.